niedziela, 30 listopada 2014

Polędwiczka wieprzowa z imbirem i czosnkiem w soku z pomarańczy




Dzisiaj chciałabym ponownie zaproponować Wam coś mięsnego, czyli rarytas w mojej kuchni ;-) Mięso właściwie mogłoby dla mnie nie istnieć, więc jak już decyduję się je zjeść to musi być naprawdę wyjątkowo zrobione, chude i delikatne. I taka właśnie jest bohaterka dzisiejszego przepisu : polędwiczka wieprzowa :-) I w dodatku jest w wyśmienitym towarzystwie czosnku, imbiru i soku ze świeżych pomarańczy. 

Wspaniałe w tym przepisie jest to, że żadna w nim filozofia i bardzo niewiele pracy.



Składniki :

* polędwiczka wieprzowa 
* 5-6 ząbków czosnku
* świeży imbir - kilka średnich plastrów
* sok z 1 pomarańczy
* sos sojowy ciemny
* ocet balsamiczny
* 2 łyżki oliwy z oliwek

Przygotowanie :

1. Polędwiczkę wieprzową myjemy dokładnie i układamy w naczyniu żaroodpornym

2. W miseczce przygotowujemy marynatę z soku z pomarańczy, oliwy, octu balsamicznego i sosu sojowego.  Niestety nie powiem Wam dokładnie ile macie dodać octu czy sosu, musicie to zrobić na tak zwanego "czuja" próbując marynatę. Octu dodaję zdecydowanie mniej niż sosu sojowego, który ma złamać słodycz soku z pomarańczy i nadać charakter marynacie. Gdybym jednak musiała podać proporcje to myślę, że byłaby to mniej więcej łyżka octu balsamicznego na 3 łyżki sosu sojowego. Ale nie traktujcie tego sztywno, sami odnajdźcie swój smak ;-)




3. Czosnek przeciskamy przez praskę a imbir kroimy w drobną kostkę. Dodajemy do marynaty.

4. Zalewamy marynatą polędwiczkę i wstawiamy do lodówki na 2-3 godziny.

5. Wyjmujemy z lodówki i wstawiamy pod przykryciem do piekarnika rozgrzanego do 180 C.

6. Pieczemy około 45-55 minut. Czas pieczenia zależy od piekarnika, więc warto po 40 minutach zaglądać. Ja w połowie pieczenia przewracam mięso na drugą stronę, żeby się podpiekło z obydwu stron.

Ponieważ polędwiczka z natury jest dosyć suchym mięsem, to polecam polewać mięso na talerzu sosem, który powstanie z marynaty. Ja pozostawiam sos bardzo rzadki, ale można go zagęścić jak ktoś woli.

Smacznego !















środa, 26 listopada 2014

Choinka z morskich patyczków







Bywam zbieraczem...zbieram różne przedmioty, w których widzę potencjał i nowe życie :-)
Na pewno nie raz jeszcze na blogu podzielę się z Wami moimi pomysłami w tej dziedzinie. Tym razem chcę Wam pokazać jeden ze sposobów na wykorzystanie patyczków znalezionych na plaży. Są to szczególne lekkie patyczki wypłukane przez morską wodę i wygładzone przez piasek. Można z nich zrobić różne cuda, mam jeszcze kilka pomysłów :-) A dzisiaj zobaczcie jak z owych patyczków zrobiłam choinkę - ozdobę do zawieszenia na ścianie czy też szybie. 
Do jej zrobienia potrzebny Wam oprócz patyczków sznurek i ozdobne druciki z kuleczkami . Możecie zrobić ją bez żadnych ozdób albo podoczepiać inne, takie które akurat macie pod ręką. Jak Wam się podoba ?










czwartek, 20 listopada 2014

Sałatka z żurawiną i gruszką



Dzisiaj chciałabym zaproponować Wam szybką i efektowną sałatkę z żurawiną i gruszką.
Połączenie smaków w tej sałatce jest bardzo ciekawe i zaskakuje nawet mocno przywiązanych do tradycji smakoszy ;-)

W tej sałatce użyłam obłędnie smacznego sosu, który akurat jest aktualnie w ofercie Lidla - jest to malinowy dressing z serii Deluxe na bazie octu winnego i musu z malin. W ofercie jest jeszcze wersja morelowa i figowa - wszystkie pyszne.
Jeśli nie macie akurat takiego dressingu pod ręką to przygotujcie sobie dressing z soku z malin zmieszanego z olejem np. rzepakowym, octem winnym i sokiem z cytryny. Namawiam do kombinowania i szukania własnego smaku takiego sosu. Użyjcie swojej fantazji ;-)
Pamiętajcie tylko, że musicie użyć oleju, bo oliwa z oliwek się rozwarstwia.

Składniki :

* rukola
* roszponka
* gruszka (ja kroję gruszkę ze skórką, ale możecie obrać)
* żurawina suszona
* ser pleśniowy typu Lazur - ja kupiłam ser Blue Stilton w Lidlu - polecam jest przepyszny !  
   Ważne by to był ser dość twardy i dawał się pokruszyć na sałatkę.
* dressing malinowy

Przygotowanie :

1. Sałaty oczywiście myjemy i suszymy, po czym wykładamy najlepiej na w miarę dużą, płaską miskę lub półmisek.
2. Gruszkę kroimy najpierw na plastry, a potem na mniejsze kawałki (fajnie jak są płaskie a nie kostka).
3. Posypujemy sałatę gruszką, żurawiną i pokruszonym serem.
4. Na koniec polewamy dressingiem malinowym.

Smacznego ! :-)



  






poniedziałek, 17 listopada 2014

Wieszak na kartki świąteczne


Wysyłanie świątecznych kartek w epoce e-maili i smsów większość społeczeństwa uważa za archaizm. Nikomu się już dzisiaj nie chce...każdy zabiegany pędzi przez życie gubiąc po drodze czas na życzliwość i tradycję. Święta sprowadzamy często do aspektów materialnego obdarowywania bliskich i nerwowego robienia gruntownych porządków. 
A ja jestem przeciw ! Ktoś mi ostatnio powiedział, że robię rzeczy archaiczne...inny ktoś, że jestem kobietą Odrodzenia...I z dumą przyjęłam te uwagi...bo mnie się CHCE.
Chce mi się siedzieć po nocy nad pięknie dekorowanymi ciasteczkami czy też ozdobami świątecznymi, którymi obdarowuję najbliższych.  Chce mi się wyszukiwać słoiczków i pudełeczek, które potem ozdabiam, by ciasteczka spoczęły w godnych opakowaniach :-) I choć nie każdy z moich pracochłonnych podarunków był doceniany tak, jak bym chciała..to wciąż mi się chce :-)

Muszę Wam zdradzić, że prawie zawsze mi się chciało...ale odkąd mam Synka to chce mi się jeszcze bardziej. Dom na Święta zamieniam w magiczną krainę i wiem, że choć chłopak, niby wichura i nie ma czasu na drobiazgi...to dostrzega wszystko. Widzi każdą ozdobę i cieszy się razem ze mną. 

Tradycję wysyłania kartek świątecznych starałam się pielęgnować od zawsze. Ale odkąd na świecie jest Filip, pod koniec listopada ogarnia mnie kartkowy szał. Od pierwszej Gwiazdki Filipa przygotowuję piękne kartki z naszymi zdjęciami. Zdjęcia robimy co roku ze świątecznymi akcentami i cudownie jest patrzeć na przestrzeni tych kilku lat, jak zmienialiśmy się oboje. Zbieram te nasze kartki i eksponuję w domu w Święta, bo same w sobie są wspaniałą ozdobą domu. I właśnie teraz, w listopadzie już nie mogę się doczekać naszych kartek :-) Odbiorców przybywa co roku więc co roku zamawiam ich coraz więcej. I choć wiem, nie jest to rozwiązanie szybkie ani tanie, uważam, że warto. I wiem, że są osoby, które doceniają moją pracę i którym nasze życzenia co roku sprawiają radość. A ja uwielbiam sprawiać innym radość ! 

Ehhh...rozpisałam się dzisiaj. Pod skórą już czuję Święta więc mnie natchnęło.
A miało być tylko o tym jak wyeksponować kartki świąteczne :-) 
Mam to szczęście, że mam wokół siebie osoby, którym też jeszcze się chce i wysyłają nam kartki. Uwielbiam to uczucie, gdy w skrzynce znajduję nie tylko rachunki :-) Ten moment, kiedy otwieram kopertę by przeczytać kto i czego mi życzy jest wspaniały. Niektóre kartki wzruszają do łez, inne rozbawiają. I każda, absolutnie każda a nich ma w dzisiejszych czasach dla mnie szczególną wartość.

A, że każda kartka jest piękna to warto przyozdobić nimi dom. Niektórzy ustawiają je na kominku - u nas kominek jest zawsze pełen ozdób, więc potrzebna nam inna opcja. I tak proponuję Wam okrągły wieszak z tektury, który pozwoli Wam mieć wszystkie kartki na oku. Można go powiesić na ścianie czy też drzwiach...wszędzie tam, gdzie będzie mógł przypominać Wam o życzeniach od bliskich.

Jak chcecie zobaczyć jak zrobić samemu taki wieszaczek to zajrzyjcie do zakładki Dekoracje i DIY :-)







sobota, 15 listopada 2014

Ciasteczka kakaowe - nie tylko na Święta :-)



Dzisiaj chcę podzielić się z Wami przepisem na cudownie smaczne i bardzo proste ciasteczka, które doskonale nadają się na Święta, ale nie tylko. Te ciasteczka przygotowuję na Święta już od kilku lat i wciąż cieszą się ogromnym powodzeniem. Do ich wykonania potrzebujemy niewiele składników, robi się je szybko i bez żadnych kuchennych sprzętów czy foremek. Przepis ten jest przepisem Nigelli, choć ja robię ciasteczka trochę inaczej. Z przepisu Nigelli powinno ich wychodzić około 24, a mnie wychodzi około 80 :-)
Wynika to z tego, iż wypróbowałam wersję większych i grubszych ciasteczek i stwierdziłam, że robienie mniejszych i cieńszych bardziej mi pasuje. Są bardziej delikatne i takie "na raz do buzi". Ale jest to kwestia bardzo indywidualna, więc zachęcam do eksperymentowania z rozmiarem ciasteczek.
Ciasteczka, które zrobicie mogą różnić się kolorem od moich. Wszystko tutaj zależy od tego jakie macie kakao. Ja używam organicznego gatunku, który kupiłam w sklepie ze zdrową żywnością i jest ono zdecydowanie jaśniejsze od tego kakao, które mamy na półkach w supermarketach. W zeszłym roku robiłam dwie partie, każdą z innego gatunku kakao i jedne były jasne a drugie ciemne. Nie wpływa to jednak znacząco na smak ciastek.




Składniki : 

 * 250 g miękkiego masła 
 * 150 g drobnego cukru
 * 40 g kakao 
 * 300 g mąki
 * 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
 * 1 łyżeczka proszku do pieczenia

Opcjonalnie : orzeszki rozdrobnione, migdały, skórka pomarańczowa lub kolorowe posypki

Przygotowanie :

* Rozgrzewamy piekarnik do 170 C i wykładamy blachę papierem do pieczenia lub silikonową matą do wielokrotnego użytku.
* Ucieramy w misce masło z cukrem aż otrzymamy lekką i puszystą masę.
* Dodajemy do masy kakao (przesiewając przez sitko jeśli są grudki) a później mąkę z sodą oczyszczoną i proszkiem do pieczenia.
Można również wszystkie składniki na raz wrzucić do malaksera czy Thermomixa i wymieszać.
* Ciasto, które otrzymacie jest miękkie i bardzo lepkie, więc najlepiej będzie jak do formowania ciasteczek użyjecie cienkich lateksowych rękawiczek.
Odrywamy z naszej masy kawałek wielkości mniej więcej orzecha włoskiego, formujemy kulkę a następnie rozgniatamy ją na płasko na blaszce - wychodzi nam mały płaski krążek.
* Układajcie krążki w odstępach, gdyż ciastka troszkę rosną a lepiej żeby się nie stykały po wyrośnięciu. 
* Ciasteczka można udekorować orzechami, migdałami czy kolorową posypką przed pieczeniem.
* Pieczemy ciasteczka przez 15 minut i wyjmujemy do ostygnięcia najpierw przez około 10 minut na blasze, przekładając później na kratkę do studzenia.

Ciasteczka można również pokryć lukrem czy czekoladową polewą z kakao, cukru pudru i wrzątku.

I co ważne : ciasteczka można mrozić nawet na 3 miesiące i rozmrażać w temperaturze pokojowej.

Smacznego !!!














poniedziałek, 10 listopada 2014

Sól morska z rozmarynem





Lubicie zioła w kuchni ? Jakich używacie najczęściej ? 
Ja osobiście bardzo lubię zioła, choć nie wszystkie. Uważam, że potrafią bardzo wzbogacić smak wielu potraw. Najbardziej uwielbiam zioła świeże, prosto z ogródka czy też doniczki kupionej w sklepie. Jednak nie zawsze świeże są pod ręką a zimą niestety nie znajdziemy już aromatycznych gałązek w ogrodzie. Ja mam sposób na to, by mój ukochany rozmaryn mieć zawsze pod ręką. 
Ponieważ całe lato mój rozmaryn rozrasta się w ogrodzie w piękne krzaczki, na jesieni mam całkiem pokaźne ilości tego aromatycznego zioła. I gdy już nadciągają mrozy, zrywam cały rozmaryn i częściowo mrożę i suszę a częściowo wykorzystuję do przygotowania soli rozmarynowej.
To już moja mała tradycja :-) Taka sól to dla mnie doskonały upominek dla bliskich. Co roku po przygotowaniu soli rytualnie rozsypuję ją w ozdobne słoiczki, którymi potem obdarowuję najbliższych. 

Jest doskonała zarówno do wszelkich potraw mięsnych, jak i rybnych. Świetnie wzbogaci także smak dobrej oliwy podanej z pieczywem czy włoskimi paluszkami grissini.

Jak przygotować taką sól ?
Wystarczy kupić gruboziarnistą sól morską i świeży rozmaryn.
Rozmaryn obieramy - usuwając gałązki i pozostawiając igiełki. Wrzucamy go do miksera by go rozdrobnić. Następnie go wyjmujemy i odkładamy na bok. 
Do miksera wrzucamy sól bo ją rozdrobnić. Na koniec wsypujemy do niej wcześniej rozdrobniony rozmaryn i mieszamy. Potem wystarczy tylko przesypać naszą sól do słoiczków lub szczelnych puszek. 

Powodzenia !




 


niedziela, 9 listopada 2014

Soczyste kotleciki z kurczaka marynowane w mleku



Niektórzy powiedzą : nareszcie coś mięsnego ! :-) Tak...stało się, przyszedł czas na mięsne akcenty na blogu. Jak pewnie udało Wam się wywnioskować z moich poprzednich postów, nie należę do fanów mięsnych potraw. Generalnie mięsa mogłoby nie być w moim kulinarnym repertuarze...ale jest kilka pozycji, które bardzo lubię i chętnie się z Wami podzielę przepisami na ich przygotowanie. 

Kotleta z kurczaka potrafi przygotować każdy...a i owszem...ale te kotleciki to niebo w gębie ! Jak wiadomo drób bywa suchy...ale właśnie zdradzę Wam sposób na bardzo soczyste wydanie kotlecików. Są doskonałe na ciepło, tak klasycznie obiadowo...ale ja najbardziej lubię je w formie malutkich kotlecików na zimno, doskonałych na każdą imprezę czy na wyjazdowy prowiant. W takiej te wersji je poznałam wiele lat temu, dzięki mamie kolegi z klasy w podstawówce. Gdy tylko gdzieś razem wyjeżdżaliśmy na weekend, mama kolegi robiła dla nas górę tych obłędnych kotlecików. Do dziś dnia zaraziłam nimi już kilka osób, a po tym wpisie mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej ;-)

A cały sekret to marynowanie roztłuczonego wcześniej i pokrojonego na kawałki mięsa z drobiu w mleku z jajkiem i przyprawą " Delikat do mięs". Fantastyczna jest również gotowa panierka, z której korzystam...i nie wyobrażam sobie zamienić jej na cokolwiek innego.
Marynować najlepiej jest całą noc...ale nawet 2h sprawią, że mięso będzie cudownie delikatne.

Składniki :

*  piersi z kurczaka lub indyka
*  0,5 l mleka
*  2 jajka
*  przyprawa "Delikat do mięs" - około 2-3 łyżki
*  panierka Kamis "Chrupiący kurczak" - na dużą podwójną pierś kurczaka potrzeba ok 4-5 torebek

Przygotowanie :

* Piersi drobiowe kroimy w plastry, rozbijamy młotkiem do mięsa i kroimy na niezbyt duże kawałki, tak by powstały z nich małe kotleciki.
* Do miski wlewamy mleko, dodajemy jajka i przyprawę Delikat. Mieszamy dokładnie.
* Wkładamy mięso do marynaty i wstawiamy na noc do lodówki (albo chociaż na 2 h)

* Kotleciki maczamy w wysypanej na talerz panierce z obydwu stron i smażymy na oliwie z oliwek lub oleju rzepakowym. 

UWAGA : panierka niestety trochę się obsypuje i przypala więc wymieniamy olej po dwóch turach smażenia, inaczej kotleciki się przypalą na czarno !

Smacznego !






wtorek, 4 listopada 2014

Ciasto dyniowo-marchewkowe






Długo zabierałam się za tego posta...Wiedziałam, że na niego muszę mieć czas, dużo czasu. On nie może być napisany w biegu czy bezdusznie. Bo to jedno z tych ciast, które poruszy każdą duszę ;-) Jest może czasochłonne, choć wcale nie trudne. Wymaga może niebanalnych składników (patrz na przykład przygotowane wcześniej puree z dyni)...ale zapewniam Was warte jest każdej poświęconej mu chwilki.
Ja, któregoś pięknego dnia, ubzdurałam sobie, że to jest właśnie ten moment i ja muszę to ciasto zrobić...tak po prostu, bez okazji a jedynie z myślą o rodzinnym, niedzielnym obiedzie. A jak ja sobie coś postanowię...to koniec ! Muszę to zrobić natychmiast :-) 
Jak to bywa z każdym pierwszym razem, lekko nie było ;-) Najpierw problem z foremkami...bo gdy już większość składników gotowa, ja orientuje się, że potrzebuję dwóch identycznych okrągłych foremek...albo będę musiała piec ten sam placek dwa razy. Po przekopaniu całej spiżarni, znajdując po drodze całkiem sporo zapomnianych gratów, rozsypując to i owo podczas wspinaczki na szafki...znalazłam ! Były dwie prawie identyczne foremki, różniły się może o centymetr więc zaryzykowałam.
Przygód było z tym ciastem co nie miara...i gdy już piękne, przystrojone (na szczęście sfotografowane wcześniej) pakowałam do auta na ów rodzinny obiad...wypadło z pudełka do transportu ciast (chyba projektant pudełka nie transportował nim ciast dalej niż z kuchni do salonu ;-) ! Załapał się na nie więc próg mojego auta oraz kurtka :-) Z kurtki z nieskrywaną przyjemnością zlizywałam a resztę uratowałam z niewielkim na szczęście uszczerbkiem i wciąż cudne zawiozłam na rodzinne testy.

To ciasto to faktyczna rozkosz...sprawdzona na wielu :-) Jest dosyć ciężkie i wilgotne a więc bardzo sycące. Ale ma to swoją zaletę - łakomczuchy nie zjedzą za dużo na raz ;-)

Doskonale nadaje się na zdrowy tort dla każdego. Jest również ogromną ucztą dla oka. Sami zobaczcie ! A jak chcecie przepis to klikajcie dalej ;-)





niedziela, 2 listopada 2014

Cantuccini

Cantuccini



Dzisiaj chciałam w swoim poście przypomnieć Wam  przepis na pyszne włoskie Cantuccini. Pisałam już o nich w marcu ale przepis wkleiłam do zakładki Mniamm i wiem, że nie każdy tam może go odnaleźć. Stąd dziś ponawiam pościk o Cantuccini, aby przepis był łatwy do odszukania. Jesienno-zimowy okres właśnie kojarzy mi się z tymi ciasteczkami maczanymi w gorącej herbacie...
Ci, którzy znają te tradycyjne włoskie twarde ciasteczka wiedzą, że można je kupić w naszych sklepach, jednak za bardzo wysoką cenę :-( Ja nauczyłam się je robić na kursie kuchni włoskiej i zapewniam Was, że są baaardzo proste do zrobienia i nie aż tak kosztowne, bo najdroższe tu są migdały. Cantuccini możemy przechowywać bardzo długo, w końcu twardsze już nie będą ;-) A maczane w herbacie czy też w winie będą rajem dla podniebienia smakoszy :-) 

Powodzenia ! 

Składniki :

- 500 g mąki pszennej
- 400 g cukru
- 250 g migdałów całych za skórką
- 3 jajka całe
- 2 żółtka
- 50 g miękkiego masła
- 1 łyżka miodu
- szczypta sody oczyszczonej
- skórka z 1 pomarańczy

Przygotowanie :

1. Łączymy ze sobą w misce jajka, żółtka, masło, miód, skórkę pomarańczową oraz cukier i dobrze mieszamy.
2. Łączymy ze sobą mąkę, sodę oraz migdały rozbite na kawałki ( nie mielimy drobno  tylko rozbijamy na kawałki )
3. Następnie mieszamy wszystko ze sobą w jednej misce.
4. Z powstałego ciasta tworzymy wałek szeroki na 2 palce i wysoki na 1-2 palce ( robimy taką bagietkę ) i układamy wałki już na docelowej blaszce. By łatwiej było Wam tworzyć wałeczki - ciasto jest mooocno klejące :-) - obsypujcie dłonie i ciasto mąką. Pod każdy wałek ucinamy pasek papieru do pieczenia na tyle szeroki, by mógł otulać wałek z dołu i po bokach - chodzi o to, by podczas rośnięcia wałki się nie dotykały i odseparowane były papierem.
 5. Odstawiamy wałeczki na blaszce na około godzinę.
6. Rozgrzewamy piekarnik na 170 stopni C i pieczemy około 20-25 minut aż do zrumienienia - warto po 15 minutach zajrzeć.
7. Po upieczeniu wyjąć, ostudzić i kroić po przekątnej w plastry.
8. Następnie poukładać plastry płasko na blaszce a najlepiej na ruszcie grillowym by przewiew był z dwóch stron i podpiec jeszcze przez około 5-10 minut.
                                                 Wyjąć, ostudzić i zajadać :-)
A poniżej kilka fotek :