Muszę się do czegoś przyznać...powoli staję się eko maniaczką :-) Fascynuje mnie prawie wszystko, co naturalne, zielone, własnej roboty. Zaczynam coraz bardziej świadomie żyć...a co za tym idzie JEŚĆ i karmić moje dziecię. Wyszukuję przeróżne zdrowe, ekologiczne wynalazki by choć odrobinę uchronić się od wszędobylskiej chemii, by żyć zdrowiej i robić coś dobrego dla swojego organizmu.
Nie wiem od kiedy zaczęła się moja miłość do uprawiania własnych ziół i warzyw...czy przyszło to wraz z zachwytem nad wyprowadzką na wieś ? Czy może jednak pojawienie się na świat dziecka, które mogę ukształtować i wychować w duchu zdrowego odżywiania spowodowało, że zachciało mi się chcieć :-) Chcieć sadzić, pielić i uprawiać ogród by móc zobaczyć radość na twarzy synka wcinającego pomidorki z własnego ogródka. Nieocenioną rolę w tym temacie mają zapewne moi rodzice, którzy latem zmieniają się w turbo ogrodników. Mama szalejąca najpierw w ogrodzie a potem w kuchni przy przetworach zapewne zaraziła mnie tym eko szaleństwem :-)
Dziś jestem absolutnie pewna tego, że dziecko MOŻNA nauczyć zdrowego trybu życia, można nauczyć pić wodę...jeść tonę warzyw i popijać wodą brzozową czy też sokiem z jarmużu. Można...tylko trzeba chcieć i być konsekwentnym.
Ale do rzeczy :-)
Dzięki temu, że posiadam eko rodziców, odkryłam w tym roku właśnie sok z brzozy. Świeży..taki prosto z drzewa. Pozyskiwany jest osobiście przez mojego Padre.
Poczytałam tu i ówdzie o cudownych właściwościach tego soku...i piję, piję i piję :-)
Polecam wszystkim pozyskiwanie soku wczesną wiosną, jeśli tylko macie skąd. Sok można pozyskiwać z przynajmniej 10-cio letnich drzew wiosną, do momentu wypuszczenia przez brzozy liści. Żadna to filozofia - potrzebna tylko wiertarka, wężyk i butla na sok.
Poczytajcie dalej o tym eliksirze zdrowia :-)


