poniedziałek, 29 lutego 2016

Jarmuż w pomarańczach






Pozostając wciąż pod wrażeniem pyszności, którymi karmiła nas Sycylijska gospodyni Sylvia w agroturystyce Incampagna.pl, przygotowałam kolejną z potraw, która oczarowała mnie swoją  prostotą i smakiem. Połączenie niebanalne i dość urzekające dla każdego fana jarmużu…i nie tylko ;-)

A zatem namawiam do wypróbowania !

Jarmuż po wcześniejszym umyciu wrzucamy na patelnię z odrobiną oliwy z oliwek.
Mieszając podsmażamy moment, po czym wlewamy świeży sok z pomarańczy i wsypujemy świeżo otartą skórkę z pomarańczy. Solimy do smaku i przykrywamy, by jarmuż poddusił nam się trochę w soku i aromacie ze skórki.

Nie podsmażajcie zbyt mocno - pyszny jest taki wilgotny z pomarańczowym aromatem.

Smacznego !

 

piątek, 26 lutego 2016

Kotlety z bakłażana





Dzisiaj kolejna porcja inspiracji rodem z Sycylii...a w roli głównej Pan Bakłażan :-)
Do mojej podróży na Sycylię bakłażan był u mnie na liście warzyw niezbyt lubianych.
Jakimś trafem moje kubki smakowe nie tolerowały walorów bakłażana, który często bywał gorzki i dość dominujący w smaku. I choć kilkakrotnie podchodziłam do niego...co prawda jak do jeża ;-), to nigdy mi nie posmakował. W moim domu rodzinnym bakłażan nigdy nie gościł, więc nie miewałam też zbyt wielu okazji by się z nim zaprzyjaźnić. 
Ale jak wiadomo nigdy nie jest za późno na nowe przyjaźnie ;-)

Będąc w przecudownym miejscu na Sycylii, o którym Wam już pisałam TUTAJ, miałam szansę spróbować bakłażana w wykonaniu gospodyni - pięknej i bardzo gościnnej Pani Sylvii oraz jej pomocnicy Andrei. Jak zobaczyłam na półmisku, że jednym z głównych dań obiadowych jest kotlet z bakłażana to prędko rozglądałam się po stole, czym innym mogłabym się najeść ;-) Jednak spróbować owego kotleta wypadało...
Kotlety przepięknie rumiane, idealnie przypieczone i chrupiące wyglądały bardzo zachęcająco...i ku mojemu zdziwieniu były przepyszne !!! Zupełnie pozbawione goryczki !

Uwierzcie mi...rzuciłyśmy się na nie jak szalone i wszystkie, co do jednej sztuki zniknęły ze stołu ;-) Nawet pytałyśmy o opcję dokładki, ale niestety nie było ich więcej, za to wynegocjowałyśmy by pojawiły się jeszcze na naszym stole innego dnia. Ba ! Nawet udało nam się pracować nad nimi razem z gospodynią w kuchni ! Zdradziła nam sekret przyrządzania tych kotletów. Jak tylko wróciłam do domu, postanowiłam je zrobić dla moich bliskich. I choć niestety nie wychodzą idealnie takie jak tam (Sylvia przyrządza je w magicznym piecu konwekcyjno-parowym) to zbliżyłam się do oryginału na tyle, że z mojego rodzinnego stołu też wszystkie zniknęły ;-)

Ufff...no dobrze, naopowiadałam a teraz czas na konkrety :-)

Kotlety robiłam na dwa sposoby - w piekarniku i na patelni. W piekarniku trwa to sporo dłużej, bo piekłam je około 25 minut, przewracając w między czasie.
Na patelni zaś trwa to dosłownie chwilkę, bo panierka łatwo może się przypalić.
W zależności od efektu, który chcecie uzyskać musicie sobie wybrać formę która Wam odpowiada : pieczone kotlety są bardziej suche - co mnie akurat odpowiada, natomiast te z patelni pozostają bardziej miękkie i wilgotne.




Składniki : ( z 1 średniego bakłażana zrobiłam 7 kotletów)

  • 1 bakłażan
  • natka pietruszki
  • 2 jajka
  • mąka
  • ok 100g tartego parmezanu
  • sól, pieprz 
  • bułka tarta - około szklanki

Przygotowanie :

  1. Bakłażana myjemy, odcinamy końcówkę z łodygą i kroimy na plastry wzdłuż, odcinając skrajne warstwy skórki. Plastry powinny mieć ok 1cm.
  2. Plastry solidnie solimy po obu stronach i odkładamy na 15 minut by puściły wodę.
  3. W międzyczasie przygotowujemy sobie jeden talerz z roztrzepanymi jajkami do maczania kotletów, a drugi z mąką.
  4. W misce przygotowujemy panierkę : wsypujemy bułkę tartą, parmezan i posiekaną pietruszkę. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku.
  5. Gdy kotlety już "płaczą" wodą, wyciskamy płyn dłońmi ściskając plastry w dłoniach, osuszamy ręcznikiem papierowym i odkładamy na bok.
  6. Osuszone kotlety maczamy po kolei w mące, jajku i panierce i wkładamy do piekarnika albo smażymy.
  7. Pieczemy w temperaturze 200-220 ° C przez około 25 minut, obracając na drugą stronę w trakcie pieczenia lub smażymy na patelni.

         Smacznego !!!












środa, 24 lutego 2016

Sycylijska sałata z czerwonych pomarańczy i fenkuła




Będąc na Sycylii moje podniebienie przeżywało rozkosz. Ponieważ wyjazd był wegetariański to każdego dnia miałam okazję spróbować niezwykłych warzywnych potraw. Czasem były banalne na pierwszy rzut oka, ale jakże niebanalne w smaku. Gospodyni, która nam gotowała, codziennie wyczarowywała nam coś nowego. Jak pewnie wiecie, dla mnie podstawą są właśnie warzywa więc byłam tam przeszczęśliwa. Dzisiaj chciałabym Wam pokazać bardzo niebanalne połączenie dwóch skrajnie różnych smaków - anyżowego fenkuła i słodkich pomarańczy, które razem tworzą bardzo oryginalną kompozycję.

Do przygotowania sałatki potrzebujemy :

  • 1-2 świeże fenkuły (koper włoski)
  • pomarańcze - najlepiej czerwone, ale nie koniecznie
  • otartą skórkę z pomarańczy (ważne by były ekologiczne bo inaczej w skórce jest pełno chemii)
  • rukola
  • kilka listków mięty
  • odrobina oliwy z oliwek
  • sok z pomarańczy

  1. Fenkuła kroimy na pół, po czym kroimy w półplastry i rozdzielamy na kawałki.
  2. Pomarańcze obieramy jeśli skórka jest cienka, jeśli nie to okrajamy ze skóry dookoła by pozostał sam miąższ, po czym kroimy na plastry a potem na mniejsze kawałki.
  3. Wkładamy składniki do miski dodając rukolę, skórkę pomarańczową i posiekane listki mięty.
  4. Polewamy wszystko sokiem w pomarańczy i skrapiamy oliwą z oliwek.

A potem zajadamy !

Smacznego :-)









wtorek, 23 lutego 2016


Kochani ! 

Za namową pewnej życzliwej duszy, która kibicuje mojemu rozwojowi postanowiłam wystartować w konkursie Blog Roku 2015. Nie do końca przekonana jestem do tego czy to moje miejsce, bo wiem, że jest tyle pięknych blogów i zdolnych ludzi wkoło...jednak pomyślałam, że nic nie tracę...a może będzie to dla mnie kolejne cenne doświadczenie. Jednocześnie podoba mi się fakt, że pieniądze z Waszych smsów w głosowaniu pójdą w calości na cel charytatywny. Wysyłając smsa pomagacie nie tylko mnie, ale też innym! W tym roku środki przeznaczone będą na Fundację Dziecięca Fantazja, której celem jest spełnianie marzeń dzieci zmagających się z chorobami zagrażającymi życiu i nieuleczalnymi. Wesprzyjcie tę piękną ideę swoimi smsami ! Możecie wysłać tylko 1 smsa na dany blog, z 1 numeru telefonu !!! 


Poproście więc najbliższych, żeby i oni wysłali ;-)


Prowadzenie bloga jest dla mnie odskocznią od szalonej rzeczywistości i podążaniem w stronę osobistego spełnienia. Uwielbiam gotować i fotografować to wszystko, co znajduje się na blogu i przeszczęśliwa jestem gdy mam od Was głosy, że to co robię ma jakiś sens i komuś się na coś przydaje. Chciałabym małymi kroczkami rozwijać swoją pasję i gdzieś w głębi serca mam nadzieję,że idę w dobrym kierunku.I choć jest to tylko hobby, któremu poświęcam swoje wolne chwile (każda matka polka wie jak jest ich mało;-) to dzięki niemu czuje się kreatywnie spełniona :-)


Dlatego będę Was prosić o pomoc! O pomoc w rozwijaniu bloga i dążeniu do spełnienia, które sprawia mi wiele radości. Bez Waszej pomocy się nie uda!
Przez tydzień, od 23 lutego do 1 marca, proszę Was o oddanie głosu na mojego bloga za pomocą smsa. To koszt 1,23 zł, ale cała ta kwota zostanie przekazana na cele charytatywne.

Aby zagłosować wyślijcie SMS pod numer : 7124 
o treści : A11278 

Dziękuję Wam bardzo ! 
                     
                                         
 Kasia

poniedziałek, 22 lutego 2016

Smaki i kadry Sycylii


Sycylijska wyprawa fotograficzno-kulinarna





Ci z Was, którzy zaglądają na mój facebookowy profil wiedzą, że niedawno spełniło się moje marzenie. Wzięłam udział w fenomenalnym fotograficznym wypadzie na Sycylię w gronie wspaniałych i ogromnie utalentowanych kobiet. Gdy jakiś czas temu rozpoczynałam swoją przygodę z fotografią kulinarną, nawet nie śniło mi się, że znajdę się w takim miejscu i w takim gronie. I dzisiaj już wiem, że trzeba marzyć…i dać sobie prawo do sięgania po nasze marzenia :-)

Wyjazd, w którym wzięłam udział został zorganizowany przez wyjątkową osobę - Kingę Wójcicką z bloga greenmorning.plTo właśnie od Kingi wszystko się zaczęło ! 
Któregoś letniego dnia trafiłam do niej na dwudniowe warsztaty fotograficzne, z których wróciłam oczarowana i wspaniale naładowana energią. Kursy, które Kinga prowadzi są wyjątkowe - zachwycają przejrzystością przekazywanej wiedzy i indywidualnym podejściem do kursantów. 

Gdy po kilku miesiącach otrzymałam od Kingi maila z zaproszeniem na wyjazd na Sycylię to aż podskoczyłam z radości. Wiedziałam, że gotowa jestem zrobić wszystko by się tam znaleźć. I udało się !  
Nagle znalazłam się w słonecznej Italii, pośród gajów pełnych soczystych pomarańczy z grupą wspaniałych kobiet. Energia, która krążyła między nami wszystkimi (kulinarno-fotograficznymi wariatkami ;-) była od pierwszych chwil tak pozytywna, że aż trudno uwierzyć, że 13 obcych sobie kobiet potrafi tak szybko znaleźć wspólny język ;-) Muszę Wam powiedzieć, że cudownie było znaleźć się wśród osób, które tak dobrze rozumieją moje pasje i tak jak ja gromadzą w swoich domach sterty kulinarnych gadżetów, starych sztućców czy kolorowych serwetek do zdjęć ;-) I tu chciałabym podziękować wszystkim dziewczynom za cudne chwile i wieczory pełne śmiechu - przede wszystkim Kindze - autorce całego zamieszania, Magdzie - naszej mentorce przepięknej fotografii makro, Iwonie - mojej współspaczce ;-), Jadwidze - najbardziej pozytywnej na świecie, Jowicie, Olimpii , Klaudynie, Dominice, Dorotce - która odkrywa przede mną magię Photoshopa, Ani S., Ani Z.  oraz  Edytce. Dziewczyny mam nadzieję, że to był pierwszy wspólny wyjazd ale absolutnie nie ostatni ! 


Bardzo długo mogłabym opowiadać o tym wyjeździe i wiem, że na zawsze zostanie w mojej pamięci jako bardzo wyjątkowy. I wiem również, że wrócę na Sycylię by poznać ją jeszcze lepiej. A chcąc pokazać i opowiedzieć Wam o tym, co mnie tam spotkało posłużę się zdjęciami, które często wyrażają więcej niż tysiąc słów.

Na wstępie jednak zdradzę Wam gdzie byłyśmy. Otóż miałyśmy ogromną przyjemność gościć w agroturystyce rodziny Valenziani - rodziny, która prowadzi jedną z pierwszych na Sycylii farm czerwonych pomarańczy. Dom, który stoi na farmie powstał w 1920 roku a w zeszłym roku wykorzystano stare mury i dobudowano do nich dodatkowe pokoje, które stworzyły uroczy budynek i piękne pokoje. Jest to cudowne miejsce dla kogoś, kto chciałby uciec na trochę przed życiem w pośpiechu i zgiełku. Gospodarze to przeuroczy, ciepli ludzie którzy z pasją prowadzą farmę, a Pani Sylvia - gospodyni jest również niesamowitą kucharką. W tej włoskiej rodzinie mieszka również przesympatyczna Justyna - Polka, która skradła serca całej rodziny. Polka, która stworzyła wspaniałą firmę InCampagna, poprzez którą do Polski wysyła przeróżne sycylijskie przysmaki - od czerwonych pomarańczy począwszy, poprzez warzywa, przetwory, makarony a na włoskich wędlinach i serach skończywszy. Jeśli jeszcze nie znacie tej firmy to koniecznie zajrzyjcie na ich stronę - to firma prowadzona z pasją a co najważniejsze owoce z farmy Valenzianich są ekologiczne, gdyż od 1994 roku plantacja jest uprawą ekologiczną.   


 Na farmie rodziny Valenziani mieszkają również pszczoły...

...i przeurocze czarne świnie, żywiące się pomarańczami :-)


Pierwszy dzień naszej wyprawy poświęcony był wyjazdowi do pobliskiej Catanii - gdzie buszowałyśmy z aparatami po targu rybno-warzywnym, spacerowałyśmy po mieście i parku oraz odkrywałyśmy sycylijskie regionalne smaki.



Zdaje się, że kilkanaście Polek fotografujących na targu w Catanii wywołało nie lada poruszenie :-) Włosi z chęcią nam pozowali, przerywając na moment swoje głośne okrzyki, które najwyraźniej są w tego typu handlu normą. Niektórzy sami poprosili mnie o zdjęcie, inni na przykład dzielnie trzymali karczochy w dłoni lub ładnie układali warzywa na potrzeby moich fotek. Było to bardzo miłe. Raz nawet usłyszałam od starszego pana z rękami umorusanymi po łokcie w rybim szlamie, że mam piękne oczy :-)





Ten Pan ze zdjęcia powyżej poprosił mnie o zrobienie tej fotografii. Wyprostował się, poprawił schludnie ubranie i z czarującą powagą stanął tuż obok dzikich szparagów, które sprzedawał. Potem grzecznie podziękował i opowiedział mi fragment rodzinnej historii, którą udawałam rozumieć...a rozumiałam niewiele ;-)




 



Takie cudeńka można było znaleźć na ulicach Catanii. A obok dziki koper.

Po obejrzeniu i fotografowaniu targowiska pojechałyśmy do sklepu, w którym sprzedawane są starocie...och co to był za raj ! Gdybyśmy tylko zamiast walizek miały TIRa to zapewne spora część tych gadżetów zostałaby przez nas przytargana do Polski. Kilku z nas udało się wyhaczyć jakieś drobiazgi do stylizacji zdjęć :-)




Pozostałe dni naszego wyjazdu spędziłyśmy wśród natury - na farmie pomarańczy oraz na plantacji awokado i cytryn. Wspaniale jest wstać o świcie by pójść na spacer z aparatem i częstować się soczystymi pomarańczami prosto z drzewa, w dodatku w świetnym towarzystwie energetycznych kobiet.



Energetyczny spacer o poranku :-)








 A poniżej zdjęcia z naszej wyprawy na farmę cytryn i awokado. Przy okazji trafiła nam się również uprawa, na której wdzięcznie rosła marakuja.


 Po drodze było bardzo fotogenicznie - u góry Kinga :-) 




Na zdjęciu po lewej jest drzewko pomarańczowe na farmie cytryn w Catanii - jest to w miarę blisko Etny i stąd ten wulkaniczny pył na owocach.
A na zdjęciu po prawej poczęstunek, który dostałyśmy na farmie - marmolady z kumkwatu i pomarańczy, który są tak doskonałe, że nawet koty za nimi przepadają ;-)





Na farmie rodziny Valenziani rosną też migdałowce - tutaj Kinga łapie w kadr kwitnące drzewko.



A tu na końcu MY ! Uczestniczki tej wspaniałej przygody :-)





Na Sycylię wrócę na sto procent, ale zanim to nastąpi delektuję się smakami, które zapamiętałam i przenoszę na nasz polski stół. Już niebawem Wam przybliżę kilka pyszności, które miałam okazję tam skosztować :-)

Do przeczytania !

K.