poniedziałek, 22 lutego 2016

Smaki i kadry Sycylii


Sycylijska wyprawa fotograficzno-kulinarna





Ci z Was, którzy zaglądają na mój facebookowy profil wiedzą, że niedawno spełniło się moje marzenie. Wzięłam udział w fenomenalnym fotograficznym wypadzie na Sycylię w gronie wspaniałych i ogromnie utalentowanych kobiet. Gdy jakiś czas temu rozpoczynałam swoją przygodę z fotografią kulinarną, nawet nie śniło mi się, że znajdę się w takim miejscu i w takim gronie. I dzisiaj już wiem, że trzeba marzyć…i dać sobie prawo do sięgania po nasze marzenia :-)

Wyjazd, w którym wzięłam udział został zorganizowany przez wyjątkową osobę - Kingę Wójcicką z bloga greenmorning.plTo właśnie od Kingi wszystko się zaczęło ! 
Któregoś letniego dnia trafiłam do niej na dwudniowe warsztaty fotograficzne, z których wróciłam oczarowana i wspaniale naładowana energią. Kursy, które Kinga prowadzi są wyjątkowe - zachwycają przejrzystością przekazywanej wiedzy i indywidualnym podejściem do kursantów. 

Gdy po kilku miesiącach otrzymałam od Kingi maila z zaproszeniem na wyjazd na Sycylię to aż podskoczyłam z radości. Wiedziałam, że gotowa jestem zrobić wszystko by się tam znaleźć. I udało się !  
Nagle znalazłam się w słonecznej Italii, pośród gajów pełnych soczystych pomarańczy z grupą wspaniałych kobiet. Energia, która krążyła między nami wszystkimi (kulinarno-fotograficznymi wariatkami ;-) była od pierwszych chwil tak pozytywna, że aż trudno uwierzyć, że 13 obcych sobie kobiet potrafi tak szybko znaleźć wspólny język ;-) Muszę Wam powiedzieć, że cudownie było znaleźć się wśród osób, które tak dobrze rozumieją moje pasje i tak jak ja gromadzą w swoich domach sterty kulinarnych gadżetów, starych sztućców czy kolorowych serwetek do zdjęć ;-) I tu chciałabym podziękować wszystkim dziewczynom za cudne chwile i wieczory pełne śmiechu - przede wszystkim Kindze - autorce całego zamieszania, Magdzie - naszej mentorce przepięknej fotografii makro, Iwonie - mojej współspaczce ;-), Jadwidze - najbardziej pozytywnej na świecie, Jowicie, Olimpii , Klaudynie, Dominice, Dorotce - która odkrywa przede mną magię Photoshopa, Ani S., Ani Z.  oraz  Edytce. Dziewczyny mam nadzieję, że to był pierwszy wspólny wyjazd ale absolutnie nie ostatni ! 


Bardzo długo mogłabym opowiadać o tym wyjeździe i wiem, że na zawsze zostanie w mojej pamięci jako bardzo wyjątkowy. I wiem również, że wrócę na Sycylię by poznać ją jeszcze lepiej. A chcąc pokazać i opowiedzieć Wam o tym, co mnie tam spotkało posłużę się zdjęciami, które często wyrażają więcej niż tysiąc słów.

Na wstępie jednak zdradzę Wam gdzie byłyśmy. Otóż miałyśmy ogromną przyjemność gościć w agroturystyce rodziny Valenziani - rodziny, która prowadzi jedną z pierwszych na Sycylii farm czerwonych pomarańczy. Dom, który stoi na farmie powstał w 1920 roku a w zeszłym roku wykorzystano stare mury i dobudowano do nich dodatkowe pokoje, które stworzyły uroczy budynek i piękne pokoje. Jest to cudowne miejsce dla kogoś, kto chciałby uciec na trochę przed życiem w pośpiechu i zgiełku. Gospodarze to przeuroczy, ciepli ludzie którzy z pasją prowadzą farmę, a Pani Sylvia - gospodyni jest również niesamowitą kucharką. W tej włoskiej rodzinie mieszka również przesympatyczna Justyna - Polka, która skradła serca całej rodziny. Polka, która stworzyła wspaniałą firmę InCampagna, poprzez którą do Polski wysyła przeróżne sycylijskie przysmaki - od czerwonych pomarańczy począwszy, poprzez warzywa, przetwory, makarony a na włoskich wędlinach i serach skończywszy. Jeśli jeszcze nie znacie tej firmy to koniecznie zajrzyjcie na ich stronę - to firma prowadzona z pasją a co najważniejsze owoce z farmy Valenzianich są ekologiczne, gdyż od 1994 roku plantacja jest uprawą ekologiczną.   


 Na farmie rodziny Valenziani mieszkają również pszczoły...

...i przeurocze czarne świnie, żywiące się pomarańczami :-)


Pierwszy dzień naszej wyprawy poświęcony był wyjazdowi do pobliskiej Catanii - gdzie buszowałyśmy z aparatami po targu rybno-warzywnym, spacerowałyśmy po mieście i parku oraz odkrywałyśmy sycylijskie regionalne smaki.



Zdaje się, że kilkanaście Polek fotografujących na targu w Catanii wywołało nie lada poruszenie :-) Włosi z chęcią nam pozowali, przerywając na moment swoje głośne okrzyki, które najwyraźniej są w tego typu handlu normą. Niektórzy sami poprosili mnie o zdjęcie, inni na przykład dzielnie trzymali karczochy w dłoni lub ładnie układali warzywa na potrzeby moich fotek. Było to bardzo miłe. Raz nawet usłyszałam od starszego pana z rękami umorusanymi po łokcie w rybim szlamie, że mam piękne oczy :-)





Ten Pan ze zdjęcia powyżej poprosił mnie o zrobienie tej fotografii. Wyprostował się, poprawił schludnie ubranie i z czarującą powagą stanął tuż obok dzikich szparagów, które sprzedawał. Potem grzecznie podziękował i opowiedział mi fragment rodzinnej historii, którą udawałam rozumieć...a rozumiałam niewiele ;-)




 



Takie cudeńka można było znaleźć na ulicach Catanii. A obok dziki koper.

Po obejrzeniu i fotografowaniu targowiska pojechałyśmy do sklepu, w którym sprzedawane są starocie...och co to był za raj ! Gdybyśmy tylko zamiast walizek miały TIRa to zapewne spora część tych gadżetów zostałaby przez nas przytargana do Polski. Kilku z nas udało się wyhaczyć jakieś drobiazgi do stylizacji zdjęć :-)




Pozostałe dni naszego wyjazdu spędziłyśmy wśród natury - na farmie pomarańczy oraz na plantacji awokado i cytryn. Wspaniale jest wstać o świcie by pójść na spacer z aparatem i częstować się soczystymi pomarańczami prosto z drzewa, w dodatku w świetnym towarzystwie energetycznych kobiet.



Energetyczny spacer o poranku :-)








 A poniżej zdjęcia z naszej wyprawy na farmę cytryn i awokado. Przy okazji trafiła nam się również uprawa, na której wdzięcznie rosła marakuja.


 Po drodze było bardzo fotogenicznie - u góry Kinga :-) 




Na zdjęciu po lewej jest drzewko pomarańczowe na farmie cytryn w Catanii - jest to w miarę blisko Etny i stąd ten wulkaniczny pył na owocach.
A na zdjęciu po prawej poczęstunek, który dostałyśmy na farmie - marmolady z kumkwatu i pomarańczy, który są tak doskonałe, że nawet koty za nimi przepadają ;-)





Na farmie rodziny Valenziani rosną też migdałowce - tutaj Kinga łapie w kadr kwitnące drzewko.



A tu na końcu MY ! Uczestniczki tej wspaniałej przygody :-)





Na Sycylię wrócę na sto procent, ale zanim to nastąpi delektuję się smakami, które zapamiętałam i przenoszę na nasz polski stół. Już niebawem Wam przybliżę kilka pyszności, które miałam okazję tam skosztować :-)

Do przeczytania !

K.
















7 komentarzy:

  1. ach i ponownie wracają wspomnienia:-), super Kasiu i do zobaczenie:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie moja wspolspaczko :) Wyjazd był super, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś powtórzymy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu- pięknie pokazane. Byłaś dobrym duchem tej wyprawy. Mam nadzieję do zobaczenia już gdzieś niedługo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu, widzimy się w marcu :) To już niedługo! Pozdrawiam Dorota

    OdpowiedzUsuń
  5. Super relacja z wyjazdu, czekam na przepisy:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. piekne zdjecia, oddaja klimat!!!!!!!<3

    OdpowiedzUsuń